Ghana – nasz cel / Ghana – our goal
Pospieszcie się! Wypełnione druki? Wszystkie? A ten też? Szybko, szybko! … bo za chwilę zamykamy granicę! – Co to znaczy? Jest godzina 18.30 i właśnie zapadł zmrok. Po tak pospiesznej odprawie, wyjeżdżamy z Wybrzeża Kości Słoniowej, wjeżdżamy na most na granicznej rzece a za plecami zamykają się wysokie na 5 metrów wrota (sic!). Na drugim brzegu rozlewisk wjeżdżamy do Ghany przez ledwo jeszcze uchylone skrzydło drugiej, podobnej „słoniowej” bramy. Uf zdążyliśmy, jeszcze małe 40 minut i przestawiając się z francuskiego na ewidentnie post brytyjski system i angielski język, jesteśmy w docelowych kraju naszej wyprawy.
W chłodny wieczór, prawie miesiąc wcześniej, na campingu w Rabacie (bardzo dumne określenie – wydzielony płotem plac z sanitariatami, na przedmieściach), gdzie spotykają się prawie wszyscy włóczędzy afrykańscy, oczekujący na wizę mauretańską, przysiadł się do nas trochę niechlujny francuz. Stopem z innymi europejczykami jechał do Burkiny. W przyjemnej pogawędce, przerwanej przez jego dobroczyńców transportowych, wymieniliśmy się informacjami o celach naszych podróży. On opowiedział o latach swoich przygód i na koniec rzucił, że jeśli do Ghany, to zatrzymajcie się na chwilę w Green Turtle Lodge – super miejsce spodoba się wam. Późnym wieczorem już pierwszego dnia w Ghanie docieramy tam – wita nas szum oceanu. Jesteśmy nad Zatoką Gwinejską, na czwartym stopniu szerokości geograficznej północnej – jest bosko, bryza targa pióropuszami palm kokosowych. Zmęczenie daje się wszystkim we znaki – zostajemy na parę dni…
Hurry up! Forms filled up? All? And this? You must hurry! … because we are closing the border in few minutes, hurry up! – What does it mean all this rush? It is 18h30 and twilight is coming. We are living Cote d’Ivoire after very quick border formalities, getting on a bridge over border river and behind us the 5-meter-high gates (sic!) are closing. On the other river bank, we enter into Ghana passing through the near closed, looking the same, „elephant” doors. We did it, now we know what all this rush was for. After some 40-minute-formalities and getting used to language and system change (we left French zone and entered to English one) we reached our destination country.
On a cold evening, nearly one month before, when we stayed in Rabat camping, where all the african bums, waiting for Mauritanian visa, are meeting, a bit messy Frenchman sat with us. He was hitch hiking to Burkina with some other europeans guys. During very pleasant talk we exchange infos about our destinations. He spoke about numerous adventures he took before in Africa and in the end he suggested that in Ghana we should stay a bit in Green Turtle Beach – that is very cool place you gonna see – he told us. The first day in Ghana we finished reaching that place – welcomed by roar of the ocean. We are on the Gulf of Guinea, on the fourth degree of north latitude – is divine, breeze tearing plumes of coconut palms. After all that way we are tired – so we stayed here for few days…
[nggallery id=32]